
Kule Kowsky.
Odkąd pamiętam kule Kowsky zawsze gościły w moim życiu. Widziałem je jednak zawsze z perspektywy osoby pobocznej, czyli nigdy nie potrzebowałem użyć ich na własnej skórze. Do czasu…
Pewnej niedzieli, jak co tydzień rozgrywałem mecz w piłkarskiej b-klasie. Lidze która z racji swojego bytu jest często jedyną rozrywką w małych miejscowościach i nie inaczej również było tam gdzie mieszkałem. Należy również dodać że to co było rozrywką dla miejscowych często dla piłkarzy było równoznaczne z walką niczym w rzymskim Koloseum. Działo się to głównie z powodu tego, że pośród 11 „piłkarzy” którzy wychodzili na murawę część nie miała pojęcia co właściwie tutaj robi, część po sobocie nie potrafiła prawidłowo ocenić gdzie jest piłka a gdzie noga przeciwnika a części nic się nie chciało i jedyną rozrywką było „podeptać” przeciwnika. Jak się zapewne domyślacie raz na jakiś czas, trzeba było wzywać ambulans który zabierał rannego „wojownika b-klasy” z Koloseum z przeróżnymi urazami.
Dosięgło i mnie… ale o dziwo przyczyną tego nie było starcie z graczem drużyny przeciwnej ale z matką naturą. Wyobraźcie sobie sytuację, rzut rożny, wrzutka z prawej strony, wyskakuję najwyżej i pakuje głową futbolówkę do siatki. Zanim jeszcze wylądowałem już widziałem siebie jako bohatera a krzyki kibiców podnosiły na duchu. Niestety lądowanie nie było takie przyjemne. Źle postawiona stopa i… pęknięcie 5 kości śródstopia. Naturalnym jest że poprosiłem o zmianę, na co trener krzyknął „rozbiegaj to”. Słynne „rozbiegaj” tym razem nie zadziałało. Jako że nie miałem nigdy nic złamanego nie wiedziałem że owy ból dotyczy właśnie tego. Długo nie wytrzymałem, szybka wizyta w szpitalu, zdjęcie i gips na 8 tygodni.
Pierwszy raz gips w życiu i co tu robić, tym bardziej że są wakacje. Na następny dzień w moje ręce trafiła ww. kula firmy Kowsky. Jako że miałem możliwość to wybrałem sobie specjalną edycję. Czarny uchwyt i miedziana rurka dzięki czemu nie dość że kula mi pomagała to wyglądałem jeszcze modnie;) Z racji tego, że nigdy nie chodziłem o kulach na początku szło mi to dość opornie, bołały mnie przedramiona a i utrzymanie równowagi stanowiło nie lada wyzwanie. Wystarczyło jednak kilka dni by poruszać się całkowicie swobodnie. Obejma stabilizująca łokieć, regulowana wysokość za pomocą przycisku typu „click” a także obciążenie do 140 kg sprawiały ,że nigdy nie miałem żadnych problemów z kulami Kowsky. Muszę przyznać że próbowałem wielu różnych „sztuczek” ale nawet mnie , domowej psui , nie udało się uszkodzić kul, które przez 8 tygodni były moimi najbliższymi przyjaciółmi.
Nikomu nie życzę, ale czasem się zdarza ,że kontuzja , operacja czy złamanie zmuszą nas do sięgnięcia po kule . Wybierając zatem kule łokciowe zwracajcie uwagę przede wszystkim na jakość , wykonanie i posiadane certyfikaty. Ważną rzeczą są parametry: jak kula jest wyprofilowana , z jakich materiałów jest zrobiona, jaką ma nośność i w jaki sposób pomoże użytkownikowi. Dlaczego polecam kule Kowsky? Bo sam miałem okazję ich używać i są naprawdę dobrze zaprojektowane co sprawia, że nawet najbardziej wymagający użytkownik szybko się do nich przekona.